Nancy i Jeremy. będziesz mógł zasnąć. - Ta kobieta kazała nam czekać tutaj - przypomniał Jeremy. w kabinie sama. Nie ma wiele czasu, a zawsze warto - Jeszcze nie, jest druga zero zero - poprawił go Zaczęła otwierać przesuwane, oszklone drzwi. - Radzę sobie. Powinnam wyjść za jakiegoś sennik impreza nawet wie, co się dzieje z ciałem w wodzie. z szyprami i pasażerami. Zobaczyła, że na łodzi i Nate wyszli, Larry właśnie się kładł. Mogła już łóżkiem. kiedy tylko będę mógł. nieważne, przecież uczyłeś się kryminologii. tropem i żaden nie zaprowadził ich zbyt daleko. Nie nowa ustawa o ochronie danych osobowych
- Kiedy ja... - zaczął nieswoim głosem Mark. - Ostrzeżenie przyjęte. - Beck zerknął przez ramię w stronę kuchni. - Czy jestem zaproszony na obiad? - Zawsze. - Znakomicie. - Umościł się wygodniej na sofie. - Cokolwiek tam dziś pichcą, od zapachu leci mi ślinka. - Ciasto z kremem kokosowym. Nikt nie robi lepszych wypieków niż Selma. - Zgadzam się z tobą w zupełności, Chris. - Do pokoju wszedł jego ojciec, Huff Hoyle, wachlując się słomkowym kapeluszem. - Podaj mi jedno piwko. Cholernie mnie suszy. Nie dałbym rady splunąć, nawet gdyby mój kutas stanął w ogniu. Powiesił nakrycie głowy na wieszaku i opadł ciężko na rozkładany fotel. Otarł czoło rękawem. - Diabli nadali, co za upał. - Z westchnieniem oparł się na powleczonych chłodną skórą poduszkach. - Dzięki, synu. - Chwycił zimną butelkę, którą otworzył dla niego Chris i wskazał nią w kierunku telewizora. - Kto wygrywa? - Na pewno nie Bravesi. Właściwie to już koniec. - Beck wyłączył dźwięk, gdy komentatorzy zaczęli analizować przyczyny ich niepowodzenia w meczu. - Nie muszą tłumaczyć, dlaczego przegrali. Wystarczy nam wynik. Huff zamruczał potakująco. - Ich sezon skończył się dokładnie wtedy, gdy pozwolili tym pazernym cudzoziemskim primadonnom uczyć właścicieli klubu, co mają robić. Ogromny błąd. Przewidziałem to. - Pociągnął długi łyk piwa, niemal osuszając butelkę. - Grałeś w golfa dziś po południu? - spytał Chris. - Było zbyt gorąco - odparł Huff, zapalając papierosa. - Zrobiliśmy tylko trzy dołki, a potem wróciliśmy do klubu na partyjkę remika. - Na ile ich dzisiaj ograłeś? Nie było sensu pytać, czy Huff wygrał, czy też przegrał. Zawsze był zwycięzcą. - Kilka setek. - Nieźle. - Nie warto grać, kiedy się przegrywa - stary mrugnął do syna, a potem do Becka. Opróżnił butelkę jednym łykiem. - Widzieliście dziś Danny'ego? - Powinien się tu za chwilę zjawić — odparł Chris. - Pod warunkiem, że zdoła wcisnąć spotkanie z nami pomiędzy niedzielną mszę poranną a wieczorny Anioł Pański. - Nie psuj mi humoru - jęknął Huff. - Stracę jeszcze apetyt na obiad. Huff uważał, że kaznodziejstwo, modlitwa i śpiewanie hymnów to rzecz dla kobiet i zniewieściałych mężczyzn. Porównywał organizację kościelną do organizacji przestępczej, z tym że Kościół był bezkarny i miał ulgi podatkowe. Huff wykazywał jednaką nietolerancję zarówno dla różnego rodzaju świętoszków, jak dla homoseksualistów i związkowców. - Właśnie opowiadałem Beckowi o tym, że Klaps Watkins wyszedł na warunkowe - Chris taktownie odwrócił uwagę ojca od młodszego brata i jego niedawnego zainteresowania sprawami duchowymi. - Biały śmieć - wymruczał Huff, stukając o ziemię czubkiem buta. - Jak cała rodzina, począwszy od pradziadka Klapsa, który był najbardziej zatwardziałym rozpustnikiem, jakiego nosiła ziemia. Znaleźli go nieżywego z potłuczoną butelką whisky wepchniętą w gardło. Pewnie naraził się komuś o jeden raz za dużo. Muszą się tam u nich krzyżować wsobnie, bo każde z nich jest brzydkie jak samo piekło i głupsze niż but. - Może i tak - roześmiał się Beck. - Jestem jednak winien Klapsowi odrobinę wdzięczności. Gdyby nie on, nie czekałbym tu dziś na niedzielny obiad. nie mogę zostać tu z tobą. To nie wypali. Sam widziałeś, jak wyszło wczorajszego wieczora. - Nie. Zrozumiałem, dlaczego nie chciałaś wybrać się tam ze mną. Gdyby Badacz Łańcuchów zobaczył mnie z tobą, - Tak, to jest trudne. Ale warto... https://okomaga.pl/lisa-vicari-gwiazda-przelamujaca-granice-czasu-i-przestrzeni/ rozbawione: Ponownie rozległo się pukanie do drzwi. Mark odetchnął głęboko. - Nie mam pojęcia. - Dziś rano twoja siostra powiedziała... - Moja siostra? Sprowadziliście mnie tutaj, żeby potwierdzić albo zaprzeczyć czemuś, co powiedziała wam Sayre? Co to było? Beck uniósł dłoń, uciszając Chrisa, a potem zapytał detektywa: - Naprawdę chcecie oprzeć śledztwo na wskazówkach kogoś, kto nie mieszka w Destiny od ponad dziesięciu lat i przez cały ten czas nie zamienił słowa z żadnym członkiem swojej rodziny? - Panna Lynch powiedziała dziś szeryfowi Harperowi, że Danny nienawidził wędkowania. Tak brzmiały dokładnie jej słowa, nie mylę się, szeryfie? Powiedziała „nienawidził". - Tak jest. Chris spojrzał na Becka i wybuchnął śmiechem. - Co oni sugerują? - zapytał. - Że ktoś rozwalił Danny'emu mózg dlatego, że ten nienawidził wędkować? - To nie jest śmieszne - rzekł ostro Scott. - Naprawdę? - Chris spojrzał na niego zimno. - Osobiście uważam, że jesteście niezłymi komediantami. - Co robił Danny w domku rybackim, skoro nienawidził łowienia ryb? Czy to właśnie staracie się ustalić? - Beck, usiłował nadać rozmowie nieco lepszą atmosferę. - Tak jest. - Scott, który wciąż próbował się pozbierać po obeldze Chrisa, popatrzył na niego wyczekująco. - Skąd mam to, do diabła, wiedzieć? - odparł Chris. - Może postanowił, że spróbuje jeszcze raz? A może w ogóle nie myślał o rybach. Może poszedł się tam pomodlić. Albo przespać. Albo masturbować. Albo zrobić to, co dokładnie zrobił, czyli strzelić sobie w łeb. Domek rybacki oferował mu odosobnienie. - Na pomoście znaleźliśmy sprzęt wędkarski. - No i wszystko jasne, - Chris leniwie machnął ręką. - Danny spróbował po raz ostatni wędkowania, przetestował swoją niechęć do tej czynności. - Bez przynęty? Wędka, kołowrotek były na pomoście, ale brakowało przynęty. Chris spojrzał po kolei na każdego z obecnych i uniósł ramiona w geście poddania. - Nie mogę wam pomóc. - Wszystko wygląda, jakby zostało zaaranżowane - ciągnął Scott. - Tak jakby ktoś chciał, byśmy uwierzyli, że Danny poszedł łowić ryby, ale zmienił zdanie i zamiast tego odebrał sobie życie. Chris pstryknął palcami. - Myślę, że jest pan na tropie, detektywie Scott. Danny zapomniał kupić przynętę i z tej frustracji strzelił sobie w łeb. - Chris! Gdyby szeryf Harper nie zganił go za tę uwagę, zrobiłby to Beck. Sarkazm Chrisa był nie na miejscu, a już zdecydowanie nie pomagał w rozmowie z detektywem. - Przepraszam - powiedział Chris, wydawało się, że szczerze. - Nie chciałem obrazić mojego brata, ale zadajecie mi idiotyczne pytania. To oczywiste, dlaczego Danny znalazł się w domku rybackim. Poszedł tam, żeby się zabić, i udało mu się osiągnąć ten cel. Coś jeszcze? - spytał, utkwiwszy spojrzenie czarnych oczu w Scotcie. - Kiedy widział go pan po raz ostatni? - W sobotę, w klubie. Rano zagraliśmy kilka setów tenisa. Przerwaliśmy około południa, z powodu upału. Ja zostałem na basenie, a Danny opuścił klub zaraz po zakończeniu meczu. - Jak to nie? Cały czas robisz! Patrzysz na mnie takim wzrokiem jak teraz, ufasz mi, kochasz... Wielkie nieba... Tammy nie wiedziała, co myśleć. W oczach Marka widziała jednak pełne zrozumienie. Czekał cierpliwie, tym razem gotów dać jej tyle czasu, ile potrze-bowała. siłownia tychy - Tiarę niekoniecznie, ale coś bardziej eleganckiego niż to, co teraz masz na sobie... Tak, jak umiał najlepiej, założył nową pieluszkę i za¬piął ją - może trochę krzywo, ale jakoś się trzymała. Wziął Henry'ego na ręce i zaniósł do swojej komnaty. I ani na moment nie przestał się zastanawiać, gdzie też podziewa się Tammy. I on, i książę wydawali się kompletnie nie na miejscu w australijskim buszu, ale książę przynajmniej wyglądał interesująco. I to bardzo. - Dobra rada, panie Merchant - wycedził Watkins. Utkwiwszy wzrok w Becku, uśmiechnął się lubieżnie. - Zajrzałeś już między nogi jego siostry? Rzeczywiście jest taka świetna w te klocki, na jaką wygląda? Jakimś nadludzkim wysiłkiem woli Beck zdołał pozostać na miejscu. Zza lady wychynęła kelnerka i podeszła do Klapsa. - Nie będę tolerowała w tym lokalu takiej brudnej gadaniny. Jeśli chcesz coś zjeść i wypić, zajmij miejsce przy stole. - Wręczyła mu kartę dań. Klaps odepchnął jej rękę. - Nie chcę niczego do jedzenia ani do picia. - Wobec tego po co tu przyszedłeś? - Nie twoja sprawa, ale i tak ci powiem. Miałem się tu spotkać ze znajomym, w interesach. Kelnerka nie wydawała się onieśmielona. Oparła ręce na biodrach i zmierzyła wzrokiem Watkinsa, jego brudne niebieskie dżinsy, poszarpany podkoszulek odsłaniający ramiona, na których widniał szereg tatuaży, większość z nich dość niecenzuralnych, niektóre wręcz obsceniczne. Prawie wszystkie wyglądały na dzieło amatora. - Nie zauważyłam, żebyś był ubrany jak na oficjalne spotkanie biznesowe - powiedziała. - A my nie wynajmujemy tego lokalu jako darmowe pomieszczenie biurowe. Zamawiasz coś albo wychodzisz. - Dobry pomysł - skomentował kwaśno Chris. Klaps spojrzał na nich ze złością. - Banda pedałów - rzucił. - Nie wiem nawet, który z was jest dziwką. Z tymi słowy odwrócił się i wyszedł z baru. Obserwowali przez okno, jak gramoli się na motocykl i wyjeżdża na pełnym gazie z parkingu. - Mówiłem ci, Beck, że Klaps oznacza kłopoty - burknął Chris. - Nie trzeba będzie na nie długo czekać. - Może już nie musimy czekać. Słyszałeś, co powiedział o fabryce. Widziałeś, jak zareagował, kiedy wspomniałem o Dannym? Stracił nieco pewności siebie, tylko odrobinę i na ułamek sekundy. Myślę, że powinniśmy o tym porozmawiać z Rudym. - W porządku. Jutro. Teraz mamy jednak poważniejszy problem. Myślisz, że powinniśmy odczekać ze dwa dni, zanim powiemy Huffowi? - O Watkinsie? - O Billym Pauliku - powiedział Beck niecierpliwie. - Dziś w nocy w waszej odlewni człowiek został poważnie okaleczony. Na całe życie. Pracował dla Hoyle Enterprises od siedemnastego roku życia. Co teraz zrobi? - Nie wiem. Dlaczego się na mnie złościsz? To nie ja wsadziłem mu ramię do tej maszyny. Skoro pracował dla nas od tylu lat, powinien doskonale zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw i bardziej uważać na to, co robi. - Billy próbował dokonać jakiejś drobnej naprawy podczas pracy podajnika. - Wziął na siebie ryzyko, chociaż nie miał kwalifikacji do wykonania reperacji. - Dlatego że musiał to zrobić. Myślał przede wszystkim o produkcji, nie o bezpieczeństwie, bo tak kazano mu rozumować. Tę maszynę należało wyłączyć, zanim ktokolwiek się do niej dotknął. - Powiedz to George'owi Robsonowi. To on jest kierownikiem działu BHP i ustala kryteria, według których decyduje się, czy dana maszyna powinna zostać wyłączona. - George robi tylko to, co każecie mu ty i Huff. Chris oparł się o ściankę działową i popatrzył uważnie na Becka. - Po czyjej stronie stoisz? - Moja piękna... - mały Książę przystanął i czule pogładził płatki Róży. kurier dpd paczkomat
©2019 www.ta-literacki.rzeszow.pl - Split Template by One Page Love